Wróćmy jeszcze na chwilę do środowej potyczki z Włókniarzem Zelów. O ocenę poprosiliśmy Igora Kanię, który dwukrotnie pokonał Dawida Wnuka, w ogromnym stopniu przyczyniając się do cennego zwycięstwa.
W minionym sezonie Igor miał sporo pecha. Z powodu kontuzji minionej wiosny rozegrał zaledwie cztery spotkania. Także i w letnim okresie przygotowawczym nieszablonowego skrzydłowego trapiły drobne urazy. Na szczęście to już za nim. - To prawda. Wcześniej spotykało mnie sporo złego, jednak nie myślę o tym. Teraz czuję się bardzo dobrze, oby tak zostało. Jest jeszcze wiele do poprawy, wiec nie można spoczywać na laurach, tylko nadal ciężko pracować na treningach, jak i w spotkaniach – mówi Kania.
Po siedmiu kolejkach Igor ma na swoim koncie cztery trafiania, zaledwie o jedno mniej, aniżeli najskuteczniejszy w zespole Konrad Niedzielski. - Nie przywiązuję uwagi do tego, czy jestem drugim, czy trzecim strzelcem w drużynie. Najważniejsze jest to, że moje gole pomogły w jakiś sposób drużynie zdobyć trzy punkty w spotkaniach, które są dla nas bardzo ważne, by cały czas dążyć do upragnionego celu, jakim jest awans do III ligi – dodaje. - Cieszę się, że złapaliśmy wiatr w żagle i nadal, nie patrząc na nikogo, po mału pniemy się w górę. Obyśmy podtrzymali pasmo zwycięstw aż do końca sezonu. Rozpędziliśmy lokomotywę, która będzie ciężka do zatrzymania dla rywali (śmiech) – kontynuuje.
Oprócz dwóch trafień, Igor spotkanie z Włókniarzem Zelów mógł okrasić także asystą, gdy w pierwszej połowie przechwycił futbolówkę, po nieumiejętnym wyprowadzeniu jej przez bocznego obrońcę gości. Zamiast jednak dogrywać do lepiej ustawionego Dawida Przezaka, dwudziestolatek zdecydował się samodzielnie wykończyć akcję. – Tak, to prawda. Mieliśmy sporo sytuacji bramkowych. Sam miałem jedną, w której mogłem się o wiele lepiej zachować, ale jestem dobrej myśli i mam nadzieję, że z meczu na mecz nasza skuteczność się poprawi i będziemy wykorzystywali dogodne sytuacje – podkreśla.
Zdaniem Igora, zespół zagrał przyzwoite zawody, zarówno w pierwszej, jak i drugiej odsłonie. - Mam wrażenie, że pierwsza połowa nie była aż tak zła. Na pewno nie była tak widowiskowa jak druga, w której padły łącznie cztery bramki, jednak mieliśmy w pierwszej połowie również sporo sytuacji, tylko brakowało nam tak jak wcześniej wspomniałem skuteczności. Gdy wyszliśmy na drugą odsłonę przy stanie 0:1 nie mieliśmy nic do stracenia. W szatni powiedzieliśmy sobie kilka słów, podnieśliśmy głowy i ruszyliśmy do ataku, jak widać przyniosło to dobry efekt końcowy i udało nam się wyrwać trzy punkty. Pokazaliśmy, że jesteśmy przede wszystkim drużyną z charakterem, która nigdy się nie poddaje – kończy dwudziestolatek.
foto: Maciej Maciejewski